Zapomniany bohater II wojny

Zapomniany bohater II wojny
pilot Władysław Wasielewski (1913 – 1941)

Władysław Wasielewski – bohaterski lotnik, obrońca Ojczyzny w 1939 r., pilot Królewskich Sił Lotniczych (RAF) pochodził z Brześcia Kujawskiego. Urodził się tutaj w 1913 r. Jego rodzice (Marianna i Stanisław) mieszkali przy ulicy Krakowskiej (w pobliżu cegielni Rumaki, należącej do Kazimierza Grodzickiego) i utrzymywali się z niewielkiej działki ziemi. Dom, w którym wychowywał się Władysław, wybudowany przez jego rodziców przetrwał do dzisiaj i znajduje się przy ul. Krakowskiej 64 (przed wojną nr 58).  Władysław miał jeszcze dwoje młodszego rodzeństwa: brata Czesława i siostrę Helenę. Po ukończeniu miejscowej szkoły powszechnej znalazł zatrudnienie w cegielni oraz pomagał rodzicom w codziennej pracy w gospodarstwie. Praktycznie od wczesnych lat młodzieńczych był pasjonatem sportu. Posiadając olbrzymi talent lekkoatletyczny wyczynowo uprawiał biegi na średnich i długich dystansach, czym „zaraził” młodszego brata Czesława. Obaj biegali we włocławskim klubie sportowym wygrywając liczne zawody na szczeblu regionalnym i krajowym. Czesław z powodzeniem kontynuował karierę zawodniczą, natomiast Władysław zajął się realizowaniem drugiej pasji – pilotowaniem samolotów.

 

Ukończył kurs pilotażu w Aeroklubie Pomorskim w Toruniu. Na początku lat 30 odbywał służbę wojskową w 4 Pułku Lotniczym w Toruniu. Konkretnie służył w 41 Eskadrze Rozpoznawczej Pułku. W kadrze ówczesnej jednostki toruńskiej znajdował się m.in. znakomity pilot ppłk Stanisław Skarżyński, pierwszy Polak, który przeleciał w 1933 r. Atlantyk, ustanawiając przy tym światowy rekord odległości lotu. Władysław zapewne pilotował tamtejsze pułkowe samoloty obserwacyjno - rozpoznawcze (LWS- 3„Mewa", PZL-46"Sum”) oraz myśliwce PZL-50”Jastrząb”. Jeszcze przed wojną eskadrę uzbrojono w „Karasie” – nowoczesne jak na tamte czasy jednosilnikowe samoloty polskiej produkcji. Z chwilą wybuchu wojny toruński pułk objęła mobilizacja alarmowa. Żołnierze otrzymali nowe przydziały wojenne. Kapral pilot Władysław Wasielewski ponownie znalazł się w 41 Eskadrze Rozpoznawczej, wchodzącej w skład Armii „Modlin”. Służył w niej również pochodzący z Lubrańca porucznik Czesław Malinowski, późniejszy as 301 Dywizjonu Bombowego w Anglii. W wojnie obronnej 1939 r. piloci 41 Eskadry wykonali na samolotach PZL 23 B Karaś 32 zadania bojowe, zrzucając 2 tony bomb na nieprzyjaciela, ale sami stracili 10 samolotów i 4 członków załogi. Także pierwszego dnia wojny toruńskie lotnisko zostało poważnie zniszczone w wyniku nalotu Luftwaffe.18 września 1939 r. wykonując rozkaz ewakuacji piloci eskadry przekroczyli granicę rumuńską. Władysław Wasielewski wraz z kolegami dotarł do Francji, a następnie po jej kapitulacji do Wielkiej Brytanii. Tutaj piloci najpierw zostali poddani intensywnym przesłuchaniom przez angielski kontrwywiad Security Service, zwany także MI5. Anglicy bowiem z wielką ostrożnością traktowali jakichkolwiek przybyszów, obawiając się nieprzyjacielskich szpiegów. Władysław wkrótce został przydzielony do pracy jako instruktor pilotażu w północno-zachodniej Anglii w bazie Millom w North Pennines (Północne Penniny) koło Lancaster.  W Millom znajdowała się jednostka szkoląca obserwatorów lotniczych –  2 AOS (Air Observer School). Takich szkół w Anglii było wiele. Wasielewski szybko awansował do stopnia sierżanta pilota. Utrzymywał stałą korespondencję z najbliższymi w okupowanym kraju. Jego listy docierały najpierw do Torunia, do Eugenii Hinz, a stąd były przekazywane do Brześcia. W archiwum rodzinnym zachowało się przedwojenne zdjęcie Wł. Wasielewskiego z Eugenią Hinz, jej matką i chłopcem w berecie, który być może był synem Władysława. W listach często powtarzał „… pracuję w swoim żywiole”, co świadczyło jednoznacznie, że uwielbiał latanie. W Anglii sierżant Wasielewski latał na bombowcach B-26 o nazwie bojowej „Botha”. Były to dwusilnikowe brytyjskie maszyny najpierw używane zgodnie z ich produkcyjnym przeznaczeniem jako bombowce m.in. do przenoszenia torped. Następnie z powodu licznych wad, do których Anglicy zaliczali głównie słabe, awaryjne silniki były wycofywane stopniowo (od 1940 r), wyłącznie z przeznaczeniem końcowym do celów szkoleniowych. Używano też ich w czasie wojny do lotów patrolowych nad Morzem Północnym. 22 sierpnia 1941 r. pilot Władysław Wasielewski wyruszył z Millom do nocnego lotu szkoleniowego w tzw. sześciokącie. Oprócz niego na pokładzie „Bothy” znaleźli się angielscy obserwatorzy: Joe Vernon (lat 29 z Southport), Wiliam Yeo (lat 32 z Cheshire) oraz porucznik Lionel Hall (lat 22 z Surrey). Kiedy samolot praktycznie kończył swą misję zgasł jeden z silników. Pilot dojrzawszy przez gęstą mgłę za sobą równinę (w rzeczywistości był to bagnisty teren) zawrócił o 180 stopni. W tym momencie zgasł drugi silnik, a samolot po jakimś czasie runął na ziemię. Gdyby to był dzień i twarde podłoże, być może udałoby mu się wylądować, ale w warunkach nocnych, w potwornej mgle było to praktycznie niemożliwe. Maszyna z powodu braku ciągu musiała mieć znaczną szybkość (aby zwiększyć siłę nośną). Wysokościomierz był zgrany z poziomem lotniska, a nie z poziomem tego bagnistego terenu. Samolot lądował z dość dużą szybkością, bo pilot nie wiedział tak naprawdę ile metrów ma jeszcze do ziemi. Podwozie ugrzęzło i nastąpiło coś, co w lotnictwie nazywa się „kapotowaniem”, czyli przewrotem maszyny przez dziób. Słyszał to wszystko miejscowy dróżnik ze stacji kolejowej Castle Moss. Natychmiast zadzwonił na policję, ale odpowiednie służby zjawiły się dopiero w „biały” dzień przed południem. Stwierdzono zgon wszystkich członków załogi. Władysław Wasielewski został pochowany na cmentarzu w Millom.
    Marianna i Stanisław Wasielewscy, mimo wcześniejszych starań, dowiedzieli się o śmierci syna dopiero w 1945 r., z krótkiej informacji przysłanej z Czerwonego Krzyża, wraz z lokalizacją i numerem grobu. Jednakże wkrótce przyszła kolejna wiadomość z innym numerem grobu. Zaniepokojony tym ojciec postanowił wyruszyć do Anglii. Jednakże w ówczesnej sytuacji politycznej Urząd Bezpieczeństwa nie zezwolił mu na jakikolwiek kontakt ze „zgniłym” Zachodem, proponując podróż w drugą, „jedynie słuszną stronę”. Rodzicom więc nie było dane odwiedzić grobu syna. Do śmierci nie dowiedzieli się też jak zginął Władysław. Dziś młode pokolenie wychowane w sytuacji zupełnej swobody podróżowania (bez upokarzających kontroli granicznych) może zupełnie tego nie rozumieć. W czasach PRL „żelazna kurtyna” oddzielająca zniewoloną Europę Środkowo-Wschodnią od demokratycznego Zachodu na trwałe uniemożliwiała nawet takie humanitarne misje, jak wizyty na mogiłach bliskich.
    W połowie lat 90, w nowej sytuacji politycznej, siostrzeniec Władysława Wasielewskiego pan Zbigniew Pręgowski postanowił przywrócić pamięć swojego wuja. W telewizji wyemitowano kolejno 2 programy z apelem do widzów o nadsyłanie wiadomości nt. katastrofy załogi „Bothy”. Niemal natychmiast szczegóły wypadku przekazała Pauline Lazoryk z Wigan, której ojciec  Wiliam Yeo także wówczas zginął. Pan Zbigniew wyjechał do Anglii. Złożył kwiaty i zapalił znicz na grobie Władysława Wasielewskiego. Na miejscu wypadku w Castle Moss leżą resztki rozbitego samolotu do dnia dzisiejszego. Miejscowi mieszkańcy wznieśli pomnik poległym i corocznie na początku lipca czczą ich pamięć. W angielskiej prasie także co roku ukazują się artykuły poświęcone tragedii z 1941 r. i uroczystościom z tym związanym.
    Tak dobiegła końca historia Władysława Wasielewskiego, bohaterskiego pilota, rodem z naszych Kujaw, który spoczął w brytyjskiej ziemi.

Wojciech Przybysz

Źródło:
1.    Informacje i materiały p. Zbigniewa Pręgowskiego,
2.    www. wikipedia – 4 Pułk Lotniczy, 41 Eskadra Rozpoznawcza