Brześć Kujawski w dwóch relacjach cudzoziemców

Brześć Kujawski w dwóch relacjach cudzoziemców (Niemca i Irlandczyka) spisanych w 2 poł. XVII w.



    Interesując się dawnym piśmiennictwem naukowym i śledząc różne sprawy związane z kulturą staropolską, od czasu do czasu trzeba sięgać i po zagraniczne polonica dotyczące dawnej Rzeczypospolitej. Przy okazji takich badań można trafić na nieznane lub zapomniane, a zawsze nie dość spopularyzowane opisy dotyczące, naszej małej ojczyzny – Kujaw. Warto podzielić się tymi „odkryciami” z czytelnikami „Siewu Brzeskiego”, w odpowiednim do tego cyklu brzeskich historii, w którym niejednokrotnie już zamieszczaliśmy takie drobiazgi.

    Tym razem prezentujemy dwie relacje, fragment dziennika i opis, które wyszły spod rąk cudzoziemców, bawiących w Rzeczypospolitej w 2 poł. XVII w. Obaj w jakiś sposób byli związani z Janem Sobieskim, pierwszy z hetmanem, a drugi już z królem Janem III. Relacje te są ciekawymi dokumentami z epoki, pokazującymi jak widzieli nas obcy przybysze, co o nas wiedzieli i co ich zainteresowało.
    Autorem pierwszej relacji jest Niemiec Ulryk Werdum, tajemniczy podróżnik i łowca przygód. Tajemniczy, dlatego iż podróżował po Rzeczypospolitej w latach 1670-1672, całkowicie incognito, towarzysząc agentowi francuskiemu Jeanowi de Courthonne, który pośredniczył między „niechętnymi” (tzw. malkontentami) z panowania króla Michała Korybuta Wiśniowieckiego, a dworem francuskim, spiskujących w sprawie jego detronizacji i osadzeniu na tronie księcia de Longueville. Nasz tajemniczy szpieg, urodził się 1 stycznia 1632 r., w prawdziwej „krainie deszczowców”, we Fryzji (północne Niemcy), w miasteczku Edenserloog koło Werdum. Pochodził z wielodzietnej rodziny protestanckiej. Po naukach początkowych w gimnazjum w pobliskim Jever, studiował na niderlandzkim uniwersytecie w Franeker, a potem w niemieckim Heidelbergu. W swojej tajnej misji po Polsce używał nazwisk Freson i Gracjan. Gdy jego przełożony, Jean de Courthonne, podając się za inżyniera wojskowego, wkradł się w łaski hetmana Jana Sobieskiego i wziął udział w wojennej kampanii ukraińskiej z 1671 r., Werdum przyłączył się do niego. Po nadejściu wieści o śmierci pretendenta do tronu, księcia de Longueville, ich misja okazała się już zbędna i obaj poprzez Gdańsk uciekli z Polski. Później po pobycie w Paryżu i Londynie nasz szpieg znalazł się na dworze szwedzkim w służbie Bengta Oxensterny i brał udział w jego poselstwach dyplomatycznych. Zmarł w 1681 r., zostawiając swój dziennik zatytułowany „Journal der Reysen”, w którym pokrótce opisał swoje życie i szczegółowo swoje wojaże z lat 1670-1676, w tym interesujący nas przejazd przez ówczesną Polskę i diariusz wyprawy Sobieskiego przeciw Tatarom i Kozakom w 1671 r. W swoich relacjach i wspomnieniach jest bardzo dokładny, notował rzeczy godne uwagi – miejscami są to iście szpiegowskie spostrzeżenia. Z tego powodu jego Dziennik, jest swoistym przewodnikiem po XVII-wiecznej Rzeczypospolitej.
    Interesujący nas fragment, jest datowany na 18-19 listopada 1670 r. i zaczyna się od wyjazdu z Torunia:
    Dnia 18 listopada [1670] z TORUNIA po moście na Wiśle, drewnianym, a później jeszcze przez jedno ramię Wisły, gdzie most woda zabrała i przeprawiać się było trzeba na promie, przez sośniny do NIESZAWY, trzy mile. Jest to miasteczko w polskiej prowincji Kujaw, ogromnie spustoszone, w którym po szwedzkiej wojnie nie pozostał i jeden cały dom.     Dnia 19 listopada z miejsca tego przez piaszczyste i po części krzaczaste pola do BRZEŚCIA, pięć mil. Jest to stolica Kujaw, która dawniej dość dobrze była wybudowana. Wraz z zamkiem otacza ją mur z cegieł, lecz teraz prawie wszystko spustoszone. Pola naokół są dość równe i wcale nie jałowe. Potem po południu, mając w zasięgu wzroku zamek i miasteczko Wladislawia, czyli WŁOCŁAWEK, do KOWALA, trzy mile; jest to otwarte miasteczko z zamkiem murowanym z cegieł. Podskarbi koronny [Jan Andrzej] Morsztyn sprzedał to starostwo niedawno jednemu ze swoich krewnych. Następnie przez krzaki do ZBOŻOWA, pół mili. Jest to zajazd, czyli karczma pomiędzy świerkowymi lasami. Dwór szlachecki tej samej nazwy i wcale dobrze wyglądający leży o strzał działowy na zachód, w drugim lesie.
    Całe Kujawy są piaszczyste i niezbyt żyzne, w przecięciu świerkami i sośniną zarzucone. Widać tu ładne bydło. Język niemiecki ginie tu zupełnie. Na pruskich kresach mówią ludzie obu językami, po polsku i po niemiecku, tak atoli, że w Polsce polski, a w Prusach niemiecki język jest najzwyklejszy. Kujawskie mile prawie tak duże jak pruskie.
    Zagadką w tym fragmencie jest wymieniona miejscowość Zbożowo. Trasa Werduma musiała prowadzić z Kowala do Gostynia przez Rakutowo, Świątkowice, Nową Zawadę i Nagodów i nie znamy tu takiej miejscowości.
    Rękopiśmienny oryginał jego wspomnień do XIX w. znajdował się w archiwum w Edenserloogu, skąd został przekazany bibliotece gimnazjalnej w Jever, gdzie autor uczęszczał do szkoły. Pierwsze niepełne edycje tego dzieła ukazały się w niemieckim czasopiśmie naukowym w Lipsku w latach 1785-1788. Fragmenty te przełożył Ksawery Liske i wydał w zbiorze Cudzoziemcy w Polsce (Lwów 1876). Pełnego wydania Dzienniki Werduma, doczekały się dopiero pod koniec XX w., za sprawą Silke Cramer: Das Reisejournal des Ulrich von Werdum, 1670-1677 (Frankfurt am Main, Bern, New York, Paris, 1990).
    Druga relacja została spisana ok. 1696 r. Jej autorem jest Bernard O’Connor, nadworny lekarz króla Jana III Sobieskiego. Urodził się on ok. 1665 r. w Irlandii, prawdopodobnie w hrabstwie Kerry, w katolickiej rodzinie, wywodzącej się z nizin społecznych. Chociaż katolicy w podbitej przez Anglię Irlandii stanowili prawie 80 % ludności, byli jednak przez cały XVII w. prześladowaną większością. Protestancka Anglia, traktowała Irlandię jak kolonię, a jej rdzennych mieszkańców, jak ludzi drugiej kategorii. Katolikom nie wolno było nabywać ziemi, nosić broni, pełnić jakichkolwiek urzędów. Mieli ograniczony dostęp do wielu zawodów, nie mogli być np. prawnikami, lekarzami czy nauczycielami. Wprawdzie funkcjonowały parafie katolickie, ale nie mogły one prowadzić szkół czy seminariów, a co więcej, nie wolno im było kształcić dzieci w domu czy wysyłać w tym celu za granicę. Na wyspie nie mogli przebywać ani „papistowscy” biskupi i zakonnicy. Młody irlandzki katolik, marzący w tym czasie o jakiejkolwiek karierze, jeżeli nie godził się na zmianę wyznania, mógł tylko uciekać za granicę. O’Connor wyjechał do Francji, gdzie w 1693 r., pomimo chłopskiego pochodzenia, udało się mu ukończyć studia i uzyskać tytuł doktora medycyny. Jak sam wspomina pochodzenie nie było barierą gdyż: „jest czymś oczywistym, że we wszystkich epokach osoby o najgorszym urodzeniu robiły największe postępy w nauce, gdyż ich ciała są odporne na zmęczenie, a jedynym sposobem, dzięki któremu mogą się utrzymać, jest ich osobista wartość”. Po wydaniu pierwszego swojego dzieła medycznego (o zapaleniu stawów międzykręgowych), trafił na dwór francuski, a tu jakimś sposobem powierzono mu opiekę nad przebywającymi wówczas we Francji, synami kanclerza wielkiego koronnego Jana Wielopolskiego. Udał się z nimi do Italii, zdobywając tam sławę znakomitego lekarza. Stąd razem ze swoimi podopiecznymi na początku 1694 r. przybył do Rzeczypospolitej, spodziewając się, iż w tym odległym wielkim tolerancyjnym kraju, zrobi karierę lekarską. Jak widać nie mylił się w tej sprawie, skoro dość szybko uzyskał nominację na lekarza Jana III Sobieskiego i jego rodziny. Nie zabawił w Polsce długo, zniechęcony, co do możliwości dalszego rozwoju swoich umiejętności medycznych i krytykowany przez konkurentów, głównie cudzoziemskich medyków (Włochów, Francuzów i Niemców), skorzystał z okazji i wyjechał z córką króla, Teresą Kunegundą na jej spotkanie z przyszłym mężem, elektorem bawarskim Maksymilianem Emanuelem do Brukseli. Tu zwolniony ze służby udał się w 1695 r. do Londynu. Po wielu perturbacjach, przeszedł na anglikanizm i w ten sposób udało mu się zrobić karierę naukową, wydając ok. 30 prac medycznych. Nie zapomniał jednak o Rzeczypospolitej i w nawale pracy naukowej zdołał wydać obszerną ponad 700 stronicową The History of Poland, chcąc nią wypełnić całkowity brak opisu „tego ogromnego królestwa i wynikającej stąd nieznajomości spraw Rzeczypospolitej”. Ukazała się ona w dwu tomach w 1698 r. w Londynie. Żaden inny gość z Wysp Brytyjskich, aż do XX w., do dzieł Normana Daviesa, nie pokusił się na tak obszerne i różnorodne dzieło dotyczące Rzeczypospolitej. W Anglii dzieło to zostało zapomniane, ale cieszyło się znaczną popularnością w Niemczech, gdzie wydano je w Lipsku w 1700 r.
    Interesujący nas jego fragment dotyczący Brześcia Kujawskiego i najbliższych okolic Kujaw, jakkolwiek nie zawiera jakichś nieznanych rewelacji godzien jest przypomnienia i zaprezentowania. Znajduje się on w tomie pierwszym przy opisie terytorium Polski:
    KUJAWY: Szóste i siódme województwo wchodzą w skład Kujaw; pierwszym z nich jest PIERWSZE WOJEWÓDZTWO KUJAW – województwo brzesko-kujawskie, które dzieli się na cztery powiaty: brzeski, kruszwicki, kowalski i przedecki [autor pomija powiat radziejowski; P.P.]. Znajdują się tam miasta: Włocławek – stolica, Brześć, Nieszawa, Radziejów, Kosinowo, Kowal i Służewo.
MIASTA WOJEWÓDZTWA: WŁOCŁAWEK. Stolicą województwa jest Włocławek, zbudowany wśród bagien nad Wisłą. Miasto to jest znane jako siedziba biskupów kujawskich, którzy dokonują koronacji władcy w razie śmierci, niedyspozycji bądź choroby prymasa. W mieście znajduje się okazała gotycka katedra, obok której są mieszkania kanoników i seminarium. Większość budynków jest z cegły, podobnie jak zamek nad Wisłą. Tereny wokół Włocławka są bagniste i tak bardzo brakuje tam drewna, że mieszkańcy wielce cierpią z tego powodu. BRZEŚĆ. Brześć, miasto położone na równinie wśród bagien, chronione bardzo solidnym murem i głębokim rowem. Większość domów jest zbudowana z cegieł. NIESZAWA. Po tej samej stronie rzeki, niedaleko Włocławka, leży Nieszawa, miasto otoczone murem. RADZIEJÓW. Radziejów, miasto o drewnianej zabudowie, położone na otwartej równinie, niedaleko bardzo dużego jeziora. KOSINOWO. Kosinowo miasto bronione przez silny zamek. KOWAL. Kowal, miasto o drewnianej zabudowie, położone wśród bagien.
    Ziemia w tym województwie jest bardzo żyzna; obfituje ono we wszystkie rodzaje zbóż, które wystarczają nie tylko na własne potrzeby, ale także w wielkich ilościach wysyłane są kilkoma spławnymi rzekami do Gdańska, skąd wywozi się je poza Królestwo.
    Zauważmy, iż opis ten potwierdza osobiste spostrzeżenia Urlyka Werduma, spisane dwadzieścia lat wcześniej. Obaj, podkreślają, że Brześć był miastem murowanym otoczonym murem, co wyróżniało go od drewnianej zabudowy innych okolicznych miasteczek. W relacji Werduma, czuć jeszcze ducha zniszczeń po „potopie” szwedzkim, u O’Connora, jakby już wróciło do życia. Pewną zagadką jest wymieniona przez niego miejscowość Kosinowo. Czyżby chodziło o wieś koło Smólnika, położoną obecnie w lasach Włocławsko-Gostynińskiego Parku Krajobrazowego. Jeżeli tak to, jaki „silny zamek” miał Werdum na myśli?
    Omówione wyżej relacje zostały ostatnio wydane przez Muzeum Pałacu w Wilanowie, w ramach przepięknej i edytorsko doskonałej serii „Silva Rerum”. Stąd też zaczerpnięto polskie tłumaczenia: Ulryk Werdum, Dziennik podróży 1670. Dziennik wyprawy polowej 1671, Wilanów 2012, s. 36, tłum. z niem. Dalia Urbonaite; Bernard O’Connor, Historia Polski, Wilanów 2012, s. 237-238, tłum. z ang. Wiesław Duży, Tomasz Falkowski, Paweł Hanczewski, Katarzyna Pękacka-Falkowska (zob. ilustracje).

Piotr Pawłowski